piątek, 18 kwietnia 2014

nasz Elementarz - dawniej Ala ma kota, w XXI wieku -Tola ma tablet

Mam dziś przyjemność zapoznać się z najnowszym elementarzem stworzonym przez Ministerstwo Edukacji.  Pod TYM  linkiem możecie ściągnąć PDF z pierwszą z czterech części książki.  Zachęcam, nawet jeśli nie jesteście jeszcze rodzicami maluchów w odpowiednim wieku. Warto zajrzeć do ‘naszego Elementarza’, choćby po to, aby zobaczyć, jak bardzo zmienił się świat dzieci.








Pierwsze wrażenia spisywane ‘na gorąco’, równolegle z przeglądaniem i czytaniem elementarza.






Zgodnie z informacjami podanymi na stronie  Min.Edukacji, okładka jest twarda.


Wśród pierwszych opinii, z którymi się zetknęłam, powtarzała się jego poprawność polityczna. Szybkie ‘przekartkowanie’ przekonało mnie, że coś w tym jest, choć ja prędzej określiłabym go, jako po prostu ekstremalnie współczesny.



Tak wygląda statystyczna szkoła podstawowa ;) Nijak niepodobna to mojej 'tysiąclatki'.












Ogromnym plusem jest powrót do wykorzystywania podręcznika przez kilka roczników dzieci. W założeniu autorów z książki może korzystać po sobie troje dzieci.










Podręcznik ma składać się z 4 części, dlatego patrząc na spis treści części pierwszej mam wrażenie, że wiedzy merytorycznej jest niewiele. Przeczą temu piktogramy określające rodzaj edukacji. Zgodnie z instrukcją w książce mamy do czynienia z edukacją polonistyczną, matematyczną, przyrodniczą, artystyczną i społeczną.






 Nie wiem jak u Was, ale ja w I klasie nie miałam tak fajnej sali.












 Ponadto elementarz przedstawia realia życia w mieście. Mamy na rysunkach współczesne ulice, parki, budynki. Graficznie elementarz jest bardzo kolorowy. Dużo obrazków, a malutko tekstu. Nawet jak na elementarz to chyba trochę za mało. Mi kojarzy się z podręcznikami do jeżyków obcych (o których to nie mam najlepszego zdania).














W wolnym czasie dzieci bawią się w parku. Są zjeżdżalnie, huśtawki, drabinki. Plac zabaw wyłożony tartanem i oczywiście ogrodzony.










Coś, co mnie zachwyciło – Tola ma tablet. I jak tu nie kupić dziecku tabletu, skoro nawet Tola go ma. To brzmi zupełnie inaczej niż nasze stare ‘Ala ma kota’.

Kiedy powiedziałam koleżankom w pracy o tym tekście, pierwsza reakcja było niedowierzanie. Ale po chwili dyskusji doszłyśmy do wniosku, ze to znak czasów. Kiedy my miałyśmy te 7 lat, dzieci miały kota, psa, świnkę morska czy inne zwierzątko. Jak ktoś był z bogatszej rodziny, mógł się pochwalić np. radiomagnetofon typu ‘jamnik’. Dziś technologia otacza nas z każdej strony. A rodzice psa czy kota nie kupią, bo zwierzę wymaga opieki, a tablet co najwyżej doładowania baterii.



Jakoś nie mogę załapać sensu w zdaniu ‘Tam Ala, Emil i lama – latem’. Ktoś wie, co autor miał na myśli? Szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę grafikę?

















Skoro Tola ma tablet, to także i z telefonu komórkowego powinna umieć korzystać i wiedzieć, jak zadzwonić na numer alarmowy. Tak sobie pomyślałam – ciekawe, czy gdyby pokazać siedmiolatkowi stary telefon z tarczą, czy umiałby z niego skorzystać.














Dodałabym informację, że owoce i warzywa nie biorą się ze sklepu, tylko rosną na polu, w sadzie itp.

















A tak wygląda wieś. A konkretnie gospodarstwo agroturystyczne.













Akurat przy tym zdjęciu grafikom nie chciało się pracować. Fotomontaż aż bije po oczach.












 Na zakończenie – po lewej stronie mapa z 'naszego Elementarza' - jak Wam się podoba syrenka? - a po prawej mapa z elementarza Falskiego





















Podsumowując – pochwalam i podpisuję się obiema rękoma pod akcją ‘podręcznik dla kilku roczników’. Jeśli do tego faktycznie elementarz będzie za darmo, to naprawdę uwierzę, że coś dobrego zaczyna się dziać w naszym systemie edukacji.

Rozumiem potrzebę uwspółcześnienia tekstu i grafiki. Czasu i rozwoju technologii nie cofniemy. Dzieci powinny nauczyć się radzić sobie we współczesnym świecie. Klasyczny elementarz Falskiego nie przystaje do aktualnej rzeczywistości. Choć nic na to nie poradzę, że łezka w oku się kręci, jak przeglądam to stare, klasyczne wydanie.

Jeśli chodzi o grafikę – czy tylko mi się wydaje, że jest tego wszystkiego za dużo, za kolorowo. Tak kolokwialnie mówiąc nadźgane. I mało czytelne.

Ciekawa jestem, co Wy sądzicie o tej nowej ‘pierwszej poważnej książce’ w naszej ścieżce edukacji. Podoba się Wam, czy wolelibyście, aby Wasze dzieci uczyły się ze starych książek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz