Recenzję piszę ‘na gorąco’,
godzinę po przeczytaniu ostatniej strony książki „Marzenia i tajemnice” Pani Danuty
Wałęsy. Chcę na bieżąco przelać na papier wszystkie myśli, które przychodzą mi po
lekturze, ponieważ obawiam się, że za trzy dni nie będę w stanie nawet w przybliżeniu
streścić, o czym ona jest. Bo tak naprawdę to jest o niczym. Nie da się ukryć, że
jestem bardzo, ale to bardzo rozczarowana, może dlatego, że nastawiłam się na ciekawą
opowieść o kobiecie, która stała się częścią współczesnej historii, której fragment
(wybory i prezydenturę Wałęsy) pamiętam. Może nie powinnam była się nastawiać, bo
od samego pojawienia się książki w księgarniach słyszałam, że nie jest to dobra
lektura, to jednak miałam nadzieję, że recenzenci trochę przesadzają i tak naprawdę
nie jest tak źle. Niestety, mój optymizm wywiódł mnie na manowce.
Książka liczy sobie blisko
550 stron, zawiera 12 rozdziałów ‘pisanych’ przez Panią Wałęsową, oraz dodatkowo
’13 rozdział’ (około 80 stron) z wywiadami i wspomnieniami rodziny i znajomych.
I z całej tej lektury znośne okazały się tylko początkowe rozdziały, obejmujące
okres od dzieciństwa do przeprowadzki do Gdańska. Później było tylko gorzej. Pozytywnie
mogę się wypowiedzieć tylko o ostatnim ’13 rozdziale, który okazał się najciekawszym
i najlepiej napisanym fragmentem książki.
Zacznę od tego, co mnie najbardziej
raziło podczas lektury- powtarzalność. I to nie tylko wątków, ale też całych zdań,
a zdarzyło się, że i akapitów. Te same krótkie fragmenty pojawiały się np. w trzech
miejscach. Momentami zastanawiałam się, czy przypadkiem zakładka sama się nie przesunęła,
bo ‘to już czytałam’. Ogólnie język wypowiedzi mnie raził, był bardzo (aż za bardzo)
prosty. Nie chciałabym użyć tego wyrażenia, ale samo się narzuca – ubogie słownictwo
(swoją drogą ciekawa jestem, co o tej lekturze sądzi moja polonistka z LO). Zazwyczaj
nie zwracam na to uwagi podczas czytania, ale tym razem aż biło po oczach.
Mam wrażenie, że albo książka
nie była redagowana, albo tylko w niewielkim stopniu. Może ktoś sprawdził tylko
błędy ortograficzne w edytorze tekstu?
Poza tym książka jest potwornie
nudna. Po takiej postaci, jak Pani Wałęsa, spodziewałam się ciekawszych wspomnień.
I zapewne byłyby ciekawie opisane, gdyby spisywał je ktoś inny. To naprawdę zdumiewające,
jak można o tylu interesujących osobach lub wydarzeniach, pisać w kółko to samo:
„to był naprawdę miły człowiek”, „zrobiła na mnie dobre wrażenie”, „byłam tym zdenerwowana”,
„podałam mu obiad”, … itp. Ewentualnie pada stwierdzenie, że „nie pamiętam”. W indeksie
nazwisk osób, o których wspomina Pani Wałęsa pojawiają się m.in.: królowa Elżbieta
II, Jankowski Henryk, Jan Paweł II, Państwo Kaczyńscy, Edward Kennedy, Bronisław
Komorowski, Andrzej Lepper, Tadeusz Mazowiecki, Czesław Miłosz, Ronald Reagan, Halina
Suchocka, Anna Walentynowicz i wiele, wiele innych. I o każdej z tych osób można
przeczytać dosłownie 2-3 zdania: że się spotkali na ……………, że osoba XX sprawiła
wrażenie człowieka dobrego/spokojnego/nieuprzejmego/przyjacielskiego/…. , bo……..
I to wszystko. A przecież każda z tych postaci to materiał na kilka grubych książek.
Dlaczego tak mnie to irytuje?
Bo o spokojnym, weekendowym wyjeździe rodzinnym ‘za miasto’ można napisać pasjonującą
opowieść. Są ludzie, którzy o wyjściu do spożywczego po ziemniaki mogą wciągająco
opowiadać przez godzinę. W zwyczajnej rodzinie są ekscytujące historie, opowiadane
na każdym spotkaniu i rok w rok na wigilijnej kolacji. A Pani Wałęsa najzwyczajniej
w świecie zmarnowała szansę na naprawdę ciekawe tematy w swoich wspomnieniach.
Trzeci powód do negatywnej
oceny książki to sposób, w jaki został opisany Lech Wałęsa. Niewiele możemy się
o nim, jako o zwykłym człowieku, dowiedzieć. Poza pewnymi historycznymi faktami (np. internowania, aresztowania, strajki) czyli informacjami, które można
‘wyguglować’, w zasadzie nie ma go w książce. Ewentualnie pojawia się jako mąż,
który wraca z pracy, je obiad, zapada w godzinną drzemkę, a potem ponownie zagłębia
się w polityczne życie, do którego Pani Danuta ani się nie garnie, ani nie jest
dopuszczana (takie odniosłam wrażenie). Jeśli już coś mówi do żony lub o żonie,
to jest to negatywne. Jest ukazany jako człowiek, który poświęcił rodzinę dla kariery
politycznej. Może to prawda, nie będę się spierać. Na pewno tak to widzi i odczuwa
autorka. Ale ten ogólny dość negatywny obraz małżonka razi. Jakby nie patrzeć, trochę
to niekulturalnie tak publicznie (w końcu
to książka) narzekać na człowieka, którego się poślubiło. Ja bym się za to obraziła
;)
Było to, co mi się nie podoba,
więc wypadałoby napisać coś pozytywnego.
Jak już wspomniałam wcześniej,
dobrym fragmentem książki jest jej ostatnia część. Wspomnienia innych osób, choć
często naprawdę krótkie, zawierają w sobie więcej treści, niż dotyczące tego samego
wydarzenia rozdziały. Są zarówno fakty, emocje towarzyszące wydarzeniu, jak i współczesne
spojrzenie opowiadającego. Tych właśnie trzech rzeczy brakuje mi w całej książce
(a raczej są, ale jakby ich nie było). Właściwie z przyjemnością przeczytałabym
trochę dłuższe wypowiedzi lub wywiady z tymi osobami, najlepiej w formie odrębnej
książki.
Drugim pozytywem mogę określić
pojawienie się w książce wielu zdjęć z dokładnymi opisami. Na dodatek nie są to
jakieś szczególnie ‘piękne’ zdjęcia, tylko zwykłe, takie, jakie ma każdy z nas w
rodzinnym albumie. Bez korygowania, fotoszopowania, wybierania najpiękniejszych
ujęć – po prostu prawdziwe fotografie prawdziwych ludzi.
Trzeci pozytyw to bohaterka
i autorka. To silna kobieta, która często ze stoickim spokojem znosiła sytuacje,
które niejedną z nas wpędziłyby w głęboką depresję. Zaimponowała mi jej jasna stała
hierarchia wartości, a także umiejętność dążenia do celu mimo przeciwności losu.
Niestety, na chwilę obecną
więcej pozytywnych rzeczy o książce powiedzieć nie mogę. Zmęczyłam ją, bo zobligowałam
się publicznie, że ją przeczytam. Gdyby nie to, to po góra 100 stronach książka
zostałaby odłożona na półkę.
Podsumowując:
Myślę, że jest to dobra lektura
dla lubiących biografie i autobiografie. Trudna w czytaniu dla czytelnika urodzonego
później, niż w latach 80’. Zniesmaczone mogą się poczuć wojujące feministki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz