piątek, 17 stycznia 2014

Recenzja - Wałęsa Danuta „Marzenia i tajemnice” -> czyli kilka słów o tym, jak nie pisać autobiografii


Recenzję piszę ‘na gorąco’, godzinę po przeczytaniu ostatniej strony książki „Marzenia i tajemnice” Pani Danuty Wałęsy. Chcę na bieżąco przelać na papier wszystkie myśli, które przychodzą mi po lekturze, ponieważ obawiam się, że za trzy dni nie będę w stanie nawet w przybliżeniu streścić, o czym ona jest. Bo tak naprawdę to jest o niczym. Nie da się ukryć, że jestem bardzo, ale to bardzo rozczarowana, może dlatego, że nastawiłam się na ciekawą opowieść o kobiecie, która stała się częścią współczesnej historii, której fragment (wybory i prezydenturę Wałęsy) pamiętam. Może nie powinnam była się nastawiać, bo od samego pojawienia się książki w księgarniach słyszałam, że nie jest to dobra lektura, to jednak miałam nadzieję, że recenzenci trochę przesadzają i tak naprawdę nie jest tak źle. Niestety, mój optymizm wywiódł mnie na manowce.



Książka liczy sobie blisko 550 stron, zawiera 12 rozdziałów ‘pisanych’ przez Panią Wałęsową, oraz dodatkowo ’13 rozdział’ (około 80 stron) z wywiadami i wspomnieniami rodziny i znajomych. I z całej tej lektury znośne okazały się tylko początkowe rozdziały, obejmujące okres od dzieciństwa do przeprowadzki do Gdańska. Później było tylko gorzej. Pozytywnie mogę się wypowiedzieć tylko o ostatnim ’13 rozdziale, który okazał się najciekawszym i najlepiej napisanym fragmentem książki.

Zacznę od tego, co mnie najbardziej raziło podczas lektury- powtarzalność. I to nie tylko wątków, ale też całych zdań, a zdarzyło się, że i akapitów. Te same krótkie fragmenty pojawiały się np. w trzech miejscach. Momentami zastanawiałam się, czy przypadkiem zakładka sama się nie przesunęła, bo ‘to już czytałam’. Ogólnie język wypowiedzi mnie raził, był bardzo (aż za bardzo) prosty. Nie chciałabym użyć tego wyrażenia, ale samo się narzuca – ubogie słownictwo (swoją drogą ciekawa jestem, co o tej lekturze sądzi moja polonistka z LO). Zazwyczaj nie zwracam na to uwagi podczas czytania, ale tym razem aż biło po oczach.

Mam wrażenie, że albo książka nie była redagowana, albo tylko w niewielkim stopniu. Może ktoś sprawdził tylko błędy ortograficzne w edytorze tekstu?

Poza tym książka jest potwornie nudna. Po takiej postaci, jak Pani Wałęsa, spodziewałam się ciekawszych wspomnień. I zapewne byłyby ciekawie opisane, gdyby spisywał je ktoś inny. To naprawdę zdumiewające, jak można o tylu interesujących osobach lub wydarzeniach, pisać w kółko to samo: „to był naprawdę miły człowiek”, „zrobiła na mnie dobre wrażenie”, „byłam tym zdenerwowana”, „podałam mu obiad”, … itp. Ewentualnie pada stwierdzenie, że „nie pamiętam”. W indeksie nazwisk osób, o których wspomina Pani Wałęsa pojawiają się m.in.: królowa Elżbieta II, Jankowski Henryk, Jan Paweł II, Państwo Kaczyńscy, Edward Kennedy, Bronisław Komorowski, Andrzej Lepper, Tadeusz Mazowiecki, Czesław Miłosz, Ronald Reagan, Halina Suchocka, Anna Walentynowicz i wiele, wiele innych. I o każdej z tych osób można przeczytać dosłownie 2-3 zdania: że się spotkali na ……………, że osoba XX sprawiła wrażenie człowieka dobrego/spokojnego/nieuprzejmego/przyjacielskiego/…. , bo…….. I to wszystko. A przecież każda z tych postaci to materiał na kilka grubych książek.

Dlaczego tak mnie to irytuje? Bo o spokojnym, weekendowym wyjeździe rodzinnym ‘za miasto’ można napisać pasjonującą opowieść. Są ludzie, którzy o wyjściu do spożywczego po ziemniaki mogą wciągająco opowiadać przez godzinę. W zwyczajnej rodzinie są ekscytujące historie, opowiadane na każdym spotkaniu i rok w rok na wigilijnej kolacji. A Pani Wałęsa najzwyczajniej w świecie zmarnowała szansę na naprawdę ciekawe tematy w swoich wspomnieniach.

Trzeci powód do negatywnej oceny książki to sposób, w jaki został opisany Lech Wałęsa. Niewiele możemy się o nim, jako o zwykłym człowieku, dowiedzieć. Poza pewnymi historycznymi faktami (np. internowania, aresztowania, strajki) czyli informacjami, które można ‘wyguglować’, w zasadzie nie ma go w książce. Ewentualnie pojawia się jako mąż, który wraca z pracy, je obiad, zapada w godzinną drzemkę, a potem ponownie zagłębia się w polityczne życie, do którego Pani Danuta ani się nie garnie, ani nie jest dopuszczana (takie odniosłam wrażenie). Jeśli już coś mówi do żony lub o żonie, to jest to negatywne. Jest ukazany jako człowiek, który poświęcił rodzinę dla kariery politycznej. Może to prawda, nie będę się spierać. Na pewno tak to widzi i odczuwa autorka. Ale ten ogólny dość negatywny obraz małżonka razi. Jakby nie patrzeć, trochę to niekulturalnie tak publicznie  (w końcu to książka) narzekać na człowieka, którego się poślubiło. Ja bym się za to obraziła ;)


Było to, co mi się nie podoba, więc wypadałoby napisać coś pozytywnego.

Jak już wspomniałam wcześniej, dobrym fragmentem książki jest jej ostatnia część. Wspomnienia innych osób, choć często naprawdę krótkie, zawierają w sobie więcej treści, niż dotyczące tego samego wydarzenia rozdziały. Są zarówno fakty, emocje towarzyszące wydarzeniu, jak i współczesne spojrzenie opowiadającego. Tych właśnie trzech rzeczy brakuje mi w całej książce (a raczej są, ale jakby ich nie było). Właściwie z przyjemnością przeczytałabym trochę dłuższe wypowiedzi lub wywiady z tymi osobami, najlepiej w formie odrębnej książki.

Drugim pozytywem mogę określić pojawienie się w książce wielu zdjęć z dokładnymi opisami. Na dodatek nie są to jakieś szczególnie ‘piękne’ zdjęcia, tylko zwykłe, takie, jakie ma każdy z nas w rodzinnym albumie. Bez korygowania, fotoszopowania, wybierania najpiękniejszych ujęć – po prostu prawdziwe fotografie prawdziwych ludzi.

Trzeci pozytyw to bohaterka i autorka. To silna kobieta, która często ze stoickim spokojem znosiła sytuacje, które niejedną z nas wpędziłyby w głęboką depresję. Zaimponowała mi jej jasna stała hierarchia wartości, a także umiejętność dążenia do celu mimo przeciwności losu.


Niestety, na chwilę obecną więcej pozytywnych rzeczy o książce powiedzieć nie mogę. Zmęczyłam ją, bo zobligowałam się publicznie, że ją przeczytam. Gdyby nie to, to po góra 100 stronach książka zostałaby odłożona na półkę.


Podsumowując:

Myślę, że jest to dobra lektura dla lubiących biografie i autobiografie. Trudna w czytaniu dla czytelnika urodzonego później, niż w latach 80’. Zniesmaczone mogą się poczuć wojujące feministki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz